Trzęsienia ziemi w
Japonii mają miejsce średnio 1000 razy w roku. Położenie kraju na styku płyt tektonicznych, w obrębie
"ognistego pierścienia Pacyfiku" powoduje, że Japończycy
traktują te wstrząsy dość podobnie jak my burzę – ot zjawisko, z którym na tej
szerokości geograficznej przyszło im żyć. Trzęsienie ziemi o magnitudzie 9 stopni w sakli Richtera z 11 marca 2011 było
największym trzęsieniem ziemi w Japonii od 140 lat (od czasu rozpoczęcia
rejestracji aktywności sejsmicznej w Japonii) oraz czwarte co do wielkości na
świecie. Zdaniem naukowców z Narodowego Instytutu Geofizyki i Wulkanologii,
przesunęło oś Ziemi o co najmniej 10 cm. NASA twierdzi, że w jego wyniku
dzień skrócił się o 1,6 mikrosekundy, Honsiu przesunęło się o
2,4m, a płyty tektoniczne obniżyły o ponad 18 metrów.
Przyleciałyśmy
do Japonii dokładnie rok po wydarzeniach z 2011 roku, naturalne było więc nasze
zainteresowanie tym tematem, szczególnie, że prefektura w której mieszkamy
sąsiaduje z niesławną Fukushimą (o, właśnie w tym momencie zatrzęsła się bardzo
delikatnie ziemia!). Co ciekawe Japończycy nie roztrząsają tej strasznej tragedii
tak bardzo, jak nam Polakom, często wydaje się to normalne lub wręcz konieczne.
Czasem miałyśmy wrażenie, że nie chcą lub nie lubią o tym mówić – przecież w
każdej chwili, w każdej części kraju może przytrafić się to znowu, trudno
byłoby więc żyć skupiając się tylko na tym aspekcie japońskiego życia. Ich
myśli skupione są raczej na jedynej słusznej rzeczy jaką można w tej sytuacji
zrobić: jak najszybciej podnieść się i jeszcze lepiej przygotować na
kolejne, nieuniknione wstrząsy. A są w tej kwestii niedoścignieni.
Niektóre ponad tysiącletnie pagody nie uległy do tej pory żadnemu z wielkich
trzęsień ziemi, a zostały zniszczone raczej w wyniku pożarów lub wojen.
Najwyższa wieża telewizyjna świata Tokyo SkyTree została skonstruowana właśnie
na zasadzie podobnej, do tej, którą wykorzystywano w tych charakterystycznych
szintoistycznych budowlach. W czasie ostatniego wielkiego trzęsienia ziemi
wznosiła się już dumnie nad miastem i był to jej pierwszy test wytrzymałości, z
którego wyszła oczywiście bez szwanku.
Budowanie miast odpornych na tę ogromną
siłę natury powoduje niestety, że nowe osiedla i domy wyglądają nieco smutno i
monotonnie. Być może japońskie miasta nie zachwycają urodą, są jednak bardzo
bezpieczne. Stare japońskie domy, poza tymi bardziej okazałymi, są natomiast
bardzo proste, co podobno wynika z dawnego podejścia mieszkańców kraju do
kwestii kataklizmów. Jako, że poza trzęsieniami ziemi, jej obsunięciami
spowodowanymi ulewami, są też tajfuny, nie należało zbytnio przywiązywać się nawet do
własnego dachu nad głową. Dom musi być więc jak najprostszy, aby w razie
nieszczęśliwych wypadków udało się szybko postawić go na nowo. Bezpieczeństwo
nie dotyczy jedynie budownictwa, ale także transportu. Zagrozić pędzącemu
pociągowi może jedynie trzęsienie ziemi. Mamy tu specjalny system czujników
rozmieszczonych zarówno na trasie pociągów, jak i wzdłuż japońskiego wybrzeża.
Mierzą one wstrząsy poprzedzające nadchodzące trzęsienie ziemi. Gdy wskazania
meldują stopień zagrażający jeździe, odcinane jest zasilanie i shinkansen
zatrzymuje się przed obszarem zagrożonym wstrząsem. I tu mała dygresja: japońskie koleje należą do najbardziej punktualnych na świecie.
Statystyki podają, że średnie opóźnienie shinkansenów w roku 2008 wynosiło 20
sekund (rekord ustanowiono w 2006 roku: 6 sekund!). Gdy zdarzy się opóźnienie
pięciominutowe, konduktor wydaje specjalne certyfikaty o spóźnieniu. Uznają je
zakłady pracy, uczelnie, przełożeni i najprawdopodobniej żony, które czekają ze
stygnącym obiadem.
Same doświadczyłyśmy około kilkudziesięciu
trzęsień ziemi. Dwa z nich były na tyle silne, że pojawiła się o nich wzmianka
w światowych mediach, a na twarzach naszych kolegów lekka niepewność i strach. Najsilniejsze z nich wynosiło 7,4 w skali
Richtera. Co ciekawe oba przeżywałyśmy osobno. Magda HB jedno w
pracy, o włos – w windzie. Ruszało się wtedy dosłownie wszystko. Plakaty bujały
się na ścianach, stukały szklane naczynia, a budynek przesuwał się rytmicznie,
czemu towarzyszyło nieprzyjemne skrzypienie konstrukcji. Japończycy wybiegli z
laboratoriów po kaski i wspólnie czekali na bieg wydarzeń. Był to pierwszy raz
kiedy dało się zauważyć niepokój na ich twarzach.
W czasie każdego z trzęsień, również w przypadku tych słabszych, na ekranie TV zawsze pokazuje się informacja upraszająca o zachowanie spokoju i ewentualne udanie się w jakieś bezpieczne miejsce. No właśnie, co to właściwie znaczy? Wydawałoby się, że na dzień dobry dostaniemy dokładne wytyczne, jednak jedyne informacje jakie udało nam się wydobyć od znajomych to: otwórz drzwi/okno (żeby móc wydostać się z pokoju/domu, gdy ulegną wypaczeniu), schowaj się pod stół i nie panikuj – nasze budynki są mega-bezpieczne i na pewno nic się nie stanie. Laptop na skraju stołu też nie jest najlepszym pomysłem. Najbardziej zaskakującą rzeczą (i teraz następuje lokowanie produktu;) ), jest pojawiająca się na iPhonie, kilkanaście sekund przed silnymi wstrząsami informacja, której towarzyszy przeraźliwy alarm, niepodobny do żadnego z dostępnych na telefonie dźwięków. Jesteśmy w niej ostrzegani, że za chwilę pojawią się silne wstrząsy, po czym pojawia się prośba o zachowanie spokoju. Szkoda, że po japońsku ;) Najbardziej rozbawił nas telewizyjny speaker relacjonujący przebieg wydarzeń, siedząc w telewizyjnym studio w błyszczącym, żółtym kasku.
W czasie każdego z trzęsień, również w przypadku tych słabszych, na ekranie TV zawsze pokazuje się informacja upraszająca o zachowanie spokoju i ewentualne udanie się w jakieś bezpieczne miejsce. No właśnie, co to właściwie znaczy? Wydawałoby się, że na dzień dobry dostaniemy dokładne wytyczne, jednak jedyne informacje jakie udało nam się wydobyć od znajomych to: otwórz drzwi/okno (żeby móc wydostać się z pokoju/domu, gdy ulegną wypaczeniu), schowaj się pod stół i nie panikuj – nasze budynki są mega-bezpieczne i na pewno nic się nie stanie. Laptop na skraju stołu też nie jest najlepszym pomysłem. Najbardziej zaskakującą rzeczą (i teraz następuje lokowanie produktu;) ), jest pojawiająca się na iPhonie, kilkanaście sekund przed silnymi wstrząsami informacja, której towarzyszy przeraźliwy alarm, niepodobny do żadnego z dostępnych na telefonie dźwięków. Jesteśmy w niej ostrzegani, że za chwilę pojawią się silne wstrząsy, po czym pojawia się prośba o zachowanie spokoju. Szkoda, że po japońsku ;) Najbardziej rozbawił nas telewizyjny speaker relacjonujący przebieg wydarzeń, siedząc w telewizyjnym studio w błyszczącym, żółtym kasku.
trzęsienie, o którym wspominasz (7,4 richtera, które zdarzyło się w grudniu tamtego roku) spotkało mnie - tam, gdzie się najbardziej obawiałam - w wannie. byłam sama w domu i przyznam, że od tego momentu stałam się wyczulana na każde drgnięcie i skrzypnięcie domu. uwielbiam japonię, ale nieco z ulgą opuściłam ją w lutym, choć nadal bardzo kusi wizja powrotu.
OdpowiedzUsuńod dziś będę śledzić Twojego bloga. trzymaj się i spokojnego lądu życzę : >
www.osowiala-sowa.blogspot.com
(w archiwum sporo opisów moich doznań z azji)