Musiało znaleźć się na blogu. Japończycy naprawdę je
kochają. 8 na 10 imprez, niezależnie od ich powagi, kończy się w klubach z
mikrofonami. Widok pijanych biznesmenów śpiewających ckliwe, rodzime piosenki
to typowy, japoński obrazek. Kluby karaoke są na każdym rogu i nawet w tak
ospałym mieście jak nasza Tsukuba, w samej okolicy, jest ich co najmniej kilka.
Byłyśmy już w małych, dusznych,
przesiąkniętych papierosami boksach, w sieciówkach typu Cybex, gdzie poza
karaoke można pograć w bilard lub na wszędobylskich automatach do gier, a także
w nieco droższych klubach, których boksy mogą pomieścić nawet
trzydziestoosobowe grupy. W jednym z takich większych klubów tekst śpiewanej
piosenki wyświetlał się na ekranie obejmującym jedną ścianę pomieszczenia, a
wyrywający sobie z rąk mikrofon ‘wokaliści’ mogli rozsiąść się na wielkiej,
skórzanej sofie, na której popijali drinki serwowane przez kelnera w muszce. I
tu pojawia się kolejny, japoński paradoks. Podkreślający na każdym kroku swoją
nieśmiałość Japończycy (czym potrafią wytłumaczyć właściwie wszystko, czasem
mocno nadużywając tego argumentu) nie mają najmniejszych oporów przed
publicznymi popisami wokalnymi. Co więcej, niezależnie od talentu, najbardziej
uwielbiają śpiewać japońskie piosenki, a te bywają zazwyczaj niesamowicie
ckliwe i płaczliwe, ich popisy często kończą się więc smętnym zawodzeniem i
załzawionym spojrzeniem w monitor – gdzie tu nieśmiałość, czy wstyd? Azjaci wybierają zazwyczaj piosenki we własnym
języku, a zbiór dostępnych utworów za każdym razem wprawia nas w osłupienie.
Jest zazwyczaj wielkości przepastnej książki telefonicznej, na której stronach
wypisane są rzędy piosenek, także w języku chińskim, koreańskim, a nawet po
francusku, włosku, czy hiszpańsku. Różnorodność gatunków muzycznych jest
również warta uwagi. Można podjąć się Rammsteina, Metallici, czy zostać raperem.
Pod najpopularniejszymi nazwiskami
gwiazd pop znajdziemy po kilkadziesiąt piosenek – z samego repertuaru Madonny
jest ich pewnie około stu. Konkretny utwór wybieramy na specjalnym dotykowym
panelu, a gdy wybrzmi ostatni jego dźwięk program informuje nas ile spalonych
kalorii wyśpiewaliśmy. W tle aktualnej piosenki wyświetlane są zawsze te same filmy
z, na oko, lat 90’, w których, w czasie ballad, pojawia się zazwyczaj bardzo
smutna pani wrzucająca do oceanu list w butelce, aby za chwilę na ekranie mógł
pojawić się pan, po którego policzku spływa łza. Cudowne prawda?
W klubach karaoke boksy wynajmuje się na godziny, w czasie
których możemy do upadłego pić Colę i jeść lody – są przecież samoobsługowe
automaty, ze wszystkim czego dusza zapragnie.
Naszą duetową specjalnością, bo takie występy najbardziej cieszą naszą
azjatycką ekipę, jest „Just dance” Lady Gagi, „Mercy”
Duffy i „Don’t speak” No Doubt . Po każdym wypadzie na karaoke czujemy
niedosyt i jeszcze bardziej pragniemy zostać gwiazdami rocka.