czwartek, 30 maja 2013

Janglish

     Jak wszystko co kojarzy się z zachodem, angielski dodaje w Japonii prestiżu, stąd wszędobylskie angielskie wtręty, którymi raczą nas Japończycy w każdej sytuacji – od puszek z napojami, przez ciuchy, a na plakatach politycznych skończywszy. Co więcej, większość kompletnie nie ma sensu, straszy koszmarnymi błędami lub jest po prostu niestosowna. Nikogo to tutaj nie dziwi, nikomu nie przeszkadza. Większość Japończyków i tak nie rozumie ni w ząb. Czasem tylko trudno uwierzyć, że do tej pory nie znalazł nikt, kto puknąłby się w głowę, zanim niektóre z tych tworów trafiły na sklepowe półki. 
     Pośród najznamienitszych przykładów mamy takie specyfiki jak napój dla sporowców o nazwie Sweat (ang. pot), sproszkowana śmietanka do kawy Creap (nazwa jest odczytywana w jęz. angielskim identycznie jak słowo creep – dziwak), okrągłe jak zatyczki czekoladki noszące niepokojącą nazwę Colon (okrężnica) czy napój chłodzący marki Calpis - osoby anglojęzyczne zazwyczaj wymawiają tę nazwę identycznie jak cow piss, po polsku: krowie siuski. Do naszych ulubionych należy radosne „Thank you! Call us again!” na paragonie z uczelnianej stołówki. Najgorsze są jednak tłumaczone kompletnie bezmyślnie, za pomocą wadliwego translatora internetowego zdania, które widywałyśmy w czasem bardzo poważnych instytucjach. Ogromnie żałujemy, że udało nam się uwiecznić tylko niektóre z tych niesamowitych angielskich tworów.










odświeżacz powietrza






niedziela, 26 maja 2013

Znalezione w Japonii...

     Japończycy nie tracą cennego czasu nawet na przygotowanie jajek - w większości sklepów można kupić już ugotowane.






Rock'n'Roll

     Tydzień temu udało nam się (na specjalne zaproszenie naszego kolegi z pracy - Matsudy) dostać na co kilkutygodniowy spęd młodych, japońskich rockendrollowców. Matsuda jest gitarzystą i wokalistą jednym z występujących tam bandów. Przyzwyczajone do poukładanej, bardzo grzecznej i często przesłodzonej japońskiej młodzieży, miałyśmy nie lada frajdę oglądając tę nieco bliższą naszemu sercu rozczochraną gromadę. Mimo ogromnego ścisku i hałasu, na tak niewielkim metrażu, niektórym i tak udało się zasnąć. 
Oczywiście na salę koncertową wchodziłyśmy boso. 
                                                                         ***

     Ubiegły weekend natomiast upłynął młodym Japończykom na świętowaniu studenckiego żywota i otrzęsinach nowych żaków. Cała impreza była w stu procentach zaplanowana i zorganizowana przez nich samych począwszy od nagłośnienia, organizacji ruchu, a na cateringu skończywszy - a wszystko chodziło jak w szwajcarskim zegarku. 


stoper 







***



gigantyczne chusteczki do nosa - dlaczego!?








oklejone folią bąbelkową  samochody dostawcze

czwartek, 16 maja 2013

Do wyboru, do koloru

     Jeden z obrazków, który na zawsze kojarzyć nam się będzie z Japonią, to stojący przy wiejskiej drodze, osamotniony automat z napojami. Jesteśmy przekonane, że niezależnie od wielkości miasteczka i gęstości zaludnienia, co kilkaset metrów napotkamy te stojące budki. 
   Najpopularniejsze są automaty sprzedające napoje, papierosy i słodycze, jednak myliłby się ktoś, kto sądzi, że można w nich kupić tylko colę, sok pomarańczowy i wodę. Przede wszystkim do wyboru mamy napoje zimne (oznaczone kolorem niebieskim) i gorące (czerwone). W jednym automacie może być około trzydziestu różnych napojów, co więcej ta sama maszyneria oferuje obydwa rodzaje. Wśród gorących mamy do wyboru kawę białą lub czarną, herbatę z cytryną lub mlekiem, oczywiście zieloną a nawet kakao. Są również automaty sprzedające piwo, whisky czy sake. Podobno na przedmieściach Tokio kupić można w ten sposób warzywa hodowane przez okolicznych rolników. Jesteśmy już tutaj prawie rok i do tej pory nie zdarzyło nam się, żeby jakikolwiek automat był zepsuty, źle wydał resztę lub zabrakło naszego ulubionego napoju. 

              










wtorek, 14 maja 2013

Purikura


     Purikura to niewielkiego rozmiaru zdjęcia w formie nalepek - nazwa to skrót od purinto kurabu (z ang. print club). Purikurową sesję możemy zafundować sobie w specjalnych boksach, z których uśmiechają się do nas urocze Japonki, z nieskazitelną cerą i wielkimi oczami. Za parę minut w takim przybytku płacimy oczywiście za pomocą telefonu. Króluje też język japoński - przeciętny turysta musi więc obejść się ze smakiem. Gdy już zrobimy supersłodką minę, w tym supersłodkim cudzie japońskiej techniki, możemy popuścić wodze naszej wyobraźni i dokonać obróbki zdjęć, za pomocą supersłodkiego, różowego długopisu. Powiększanie oczu, wygładzanie i wybielanie skóry to oczywiście opcja "z góry". Reszta to wszelkiej maści kokardki, kwiatki, błyski, uszka i gwiazdki w pastelowych kolorach, którymi zachwycone, japońskie dziewczyny upiększają swoje portrety. Jest nieznośnie różowo i kiczowato, ale czy nie właśnie tego trochę oczekujemy od Japonii? :)

Trudno było się nam oprzeć ;)