Japońskie toalety to temat na kolejną opowieść. Tradycyjnie po japońsku korzysta się z toalety w kucki. Jest to ni mniej, ni więcej niż dziura w podłodze wykonana z porcelany ("japanese style"). Niezależnie od wieku korzystają z niej wszyscy mieszkańcy wysp. Jednak w toaletach publicznych możemy spotkać drugi rodzaj ubikacji, określany przez nich "western style". Powód ich wprowadzenia okazuje się być dość nietypowy. Z badań wynika, że siusianie jest dla wstydliwych z natury Japończyków tak krępujące, że aby zagłuszyć jego odgłosy spłukiwali wodę kilkakrotnie, marnując ogromne jej ilości. Początkowo pojawił się przycisk z nutką, który imitował odgłos spłukiwanej wody. W ten sposób rozwiązał się ekologiczny problem. Japońskie zamiłowanie do gadżetów doprowadziło do powstania jedynych takich na świecie, żyjących własnym życiem kibelków. Te elektroniczne deski klozetowe są prawdziwym cudem techniki. Mają one wbudowany specjalny panel kontrolny, dzięki któremu możemy zrelaksować się przy śpiewie ptaków, posłuchać Chopina (!) czy podmyć i wysuszyć tyłek. Nasi skośnoocy przyjaciele poszli jednak znacznie dalej. Obecnie toalety są bez mała lekarzami pierwszego kontaktu. Dzisiaj kibelek jest już w stanie zmierzyć nasze tętno, oszacować ilość tkanki tłuszczowej czy pobrać próbkę moczu, której analiza trafia do szpitalnych kartotek. Nie dość, że można mu wydawać polecenia, to sam jest w stanie przemówić męskim głosem, ruszając do tego deską w rytm wypowiadanych słów.
Pomimo, że prawie zawsze korzystamy z zachodniego typu toalet, nigdy nie miałyśmy odwagi wypróbować w pełni ich możliwości. Panele obsługowe są bowiem opisane jedynie w języku japońskim, co niesie ze sobą pewne ryzyko... ;)