niedziela, 10 marca 2013

Goło i wesoło


     Geotermiczna aktywność japońskich wysp objawia się występowaniem gorących źródeł, przy których powstały liczne ośrodki kuracyjne zwane onsenami. Mieszkając w Japonii wręcz nie wypada odmówić sobie wizyty w jednym z tych bardzo popularnych w japońskiej kulturze miejsc. Wiele z nich ma właściwości lecznicze i potrafi zdziałać wszelkiej maści cuda. Wspólna kąpiel w onsenach od stuleci należy do japońskich zwyczajów i dzisiaj traktowana jest podobnie jak weekendowe, rodzinne wyjście do kina, czy parku.
       Zasady zachowania w onsenie są podobne do typowej łaźni publicznej – korzystają z nich zazwyczaj osoby jednej płci. Onseny koedukacyjne to spora rzadkość. Przed wejściem do onsenu wybieramy yukatę spośród kilku wzorów, dostępnych dla pań. Korytarz prowadzi nad do szatni, gdzie zdejmujemy z siebie dosłownie wszystko i odziane jedynie w ten japoński szlafrok możemy zacząć eksplorować cały kompleks. Od tej pory jesteśmy też oczywiście na boso. Onsen na Odaibie (dzielnica Tokio) składa się z kilku części, m.in. 
z tej wspólnej,  gdzie ubrane w yukaty mogłyśmy napić się piwa, zjeść loda o smaku zielonej herbaty, czy pograć na wszędobylskich automatach do gier. Tutaj onsen przypomina nieco najstarsze ulice Kioto. Stamtąd trafiamy do onsenu przeznaczonego dla stóp. Pomarańczowe wdzianka chronią nas przed zimowym chłodem kiedy torturujemy swoje bose stópki, brodząc w płytkiej wodzie, której dno usiane jest wystającymi kamieniami.  Jak zwykle, naszej przeprawie towarzyszy chichot obserwujących nas Japończyków. Ostatnią atrakcją, która na nas czeka są baseny główne. Zanim jednak wejdziemy do jednego z nich, musimy zostawić nasze yukaty w szafce i wyposażone w ręczniczek, którym możemy wytrzeć sobie ewentualnie buzię, kompletnie jak Bozia stworzyła, idziemy się… umyć. Przed kąpielą trzeba bowiem opłukać ciało. Zazwyczaj jest to prysznic, a w tym przypadku studnia z bambusowymi miskami, którymi polewamy się wodą. Śladem Japonek wchodzimy do usytuowanego na zewnątrz, niesamowicie gorącego basenu, kładziemy zwinięty ręczniczek na głowie i próbujemy zażywać relaksujących kąpieli. Choć z początku wymaga to od nas pewnej odwagi, już po chwili zapominamy o obecności dziesiątek innych golasów i wtapiamy się w resztę tego parującego tłumu. Po kąpieli czeka nas pucowanie numer 2. W oddzielonych ściankami boksach, na siedząco, możemy umyć głowę, odżywić włosy, zmyć makijaż – wszystko za pomocą dostępnych kosmetyków. Podobnie jest w szatni. Wszystko jest tutaj wspólne, jednak niczego nigdy nie brakuje, a każdy szanuje tę komunalną własność jak najlepiej potrafi. Są nawet szczotki do włosów, które każdy odbiera ze specjalnego sterylizatora i wrzuca do kosza na te już zużyte, by ponownie zdezynfekowane trafiły na półkę. Posmarowane japońskimi kremami, z rumieńcami na twarzach odhaczamy wizytę w onsenie z naszej japońskiej listy „tu byłam”. :)
























ONSEN W NATURZE :)



2 komentarze:

  1. Nasze kochane Madzie!
    Takich onsenów trzeba by nam w Polsce zainstalować.Nasze Poznańskie Termy to tylko namiastka term,ale cieszymy się i tym, co środę po pracy.

    OdpowiedzUsuń
  2. A Mama Madzi zawsze wywołuje baaardzo szeroki uśmiech na mojej twarzy :)
    Obie czekamy na kwiecień z niecierpliwością!

    OdpowiedzUsuń