wtorek, 11 grudnia 2012

Hakuna matata!


Ścieżka dźwiękowa do tego posta:)


      W sobotę udało nam się wreszcie wybrać na upragnioną wizytę u Myszki Miki – byłyśmy w tokijskim Disneylandzie!
Żeby tam dotrzeć musiałyśmy zacisnąć zęby i w sobotę, zupełnie po ciemku (wstałyśmy po 5), z odgniecioną na policzku poduchą, wsiadłyśmy na rowery i pojechałyśmy na stację autobusową w Tsukubie, z której odjeżdża bezpośredni autobus do Tokyo Disney Resort. 
    Była to nasza pierwsza wyprawa do stolicy autobusem. Przejazd zapętlonymi nitkami autostrad, zawieszonymi wysoko nad ziemią lub wodami zatoki, z panoramą tokijskich drapaczy chmur w tle zapierał dech w piersiach. W pewnym momencie, pomiędzy budynkami, ukazała się nam dymiąca góra – sztuczny wulkan, będący centralnym punktem Disney Sea
    Tokyo Disney Resort składa się bowiem z typowej, bajkowej części przeznaczonej dla młodszych zwiedzających oraz Disney Sea właśnie, gdzie nieco starsi fani kreskówek Walt’a mogą poszaleć na rollercoaster’ach i mocno się przy tym zmoczyć. Wyprawa do Disneylandu jest atrakcją dla wytrwałych. Japończycy, uwielbiający kreskówki i wszystko co jest ‘kawaii’ (z jap. słodki, uroczy), szturmują ten park rozrywki na potęgę. W kolejkach do największych atrakcji stałyśmy nawet po dwie godziny. O tym, że wizyta w Disneylandzie to dla nich wielkie wydarzenie, mogą świadczyć tabuny gadżetów, którymi niezależnie od wieku obwieszeni są zwiedzający. W tym ogromnym tłumie trudno znaleźć kogoś bez uszów Myszki Miki, kreskówkowych rękawiczek, bądź bez zawieszonego na szyi, w wymyślnym kształcie, pojemnika na popcorn. Wiek nie gra tu roli i nawet pomarszczona babunia paraduje z kokardą Myszki Mini we włosach.  
    Dbałość o detale, cudowna disneyowska muzyka, przepiękne, świąteczne już dekoracje, przesympatyczna obsługa i niesamowite, pobudzające wyobraźnię, przywracające wspomnienia z dzieciństwa miejsca powodują, że chciałoby się zamieszkać w Zamku Kopciuszka i nigdy nie opuszczać Nawiedzonego Domu. Uśmiech nie schodzi tutaj z twarzy!
     Po całym dniu biegania po tym bajkowym świecie, zwiedzających żegna parada niesamowicie rozświetlonych platform z postaciami z najpopularniejszych bajek i pokaz sztucznych ogni. 
    Do autobusu wsiadałyśmy niesamowicie zmęczone i młodsze o dwadzieścia lat :) Disneyland jest miejscem naprawdę magicznym i nie ma w tym cienia przesady. 
…a marzenia się spełniają. ;)


































1 komentarz:

  1. Piękne zdjęcia! Zazdroszczę:) Aż chciałoby się powrócić do dzieciństwa chociaż na jeden dzień!

    OdpowiedzUsuń