piątek, 23 listopada 2012

Moshi Moshi


    Japonia i jej mieszkańcy zaskakiwali nas już niejednokrotnie. I kiedy wydawać by się mogło, że największe przeboje są już za nami, zamarzył nam się japoński numer. Jednak tutaj nie jest to wcale takie proste. Powszechne w każdym innym miejscu na Ziemi karty pre-paid (albo raczej pre-paido, manierą Japończyków jest dodawanie „o” na końcu obcojęzycznych słów, np. lefto, righto, cuto, interneto, eighto…) nie były tu wcześniej znane. Wprowadzenie ich jakiś czas temu ułatwia zapewne życie gaijinom („cudzoziemiec”, dosłownie „obcy”) w Japonii, ale samo kupno nowego numeru jest drogą przez mękę.
   Już pierwsza wizyta w Soft Banku (Softo-Banko – najpopularniejsza sieć komórkowa) przysporzyła nam sporo trudności i jeszcze więcej śmiechu. Urocza i przesympatyczna pani z obsługi mówiła jednak tylko po japońsku. Tradycyjnie już pierwsze parę minut rozmowy polegało na głośnym, bardzo powolnym wymawianiu każdego słowa w jej ojczystym języku. Kiedy stało się jasne, że nic w ten sposób nie wskóra, sięgnęła po słuchawkę i wykręciła numer do anglojęzycznej, telefonicznej konsultantki. Sam czas oczekiwania na połączenie pochłonął pierwsze pół godziny. Przez kolejne kilkanaście minut słuchawka krążyła nieustannie pomiędzy mną (Madzia HB;)) a panią z obsługi.  Okazało się, że cena jak i czas oczekiwania na telefon (2-3 tygodnie) może się różnić w zależności od sklepu. Ot, kolejna okazja na wypad do Tokio ;P
   Na miejscu, po półgodzinnym oczekiwaniu na swoją kolej ucieszone ruszyłyśmy do konsultantki. W jakimże błędzie byłyśmy! Aby podejść do okienka należy wziąć przecież numerek i grzecznie ustawić się w kolejce! To nic, ze było nas troje oczekujących w całym sklepie, a dwie białe twarze zapewne rzucały im się w oczy… Kolejni klienci wchodząc do punktu zaopatrywali się w takowy numerek. W ten sposób grzecznie odesłano nas na szary koniec. Tętniące energią Tokio czekało za oknem, a my spędzałyśmy kolejne minuty w kolejce… Kiedy wreszcie udało nam się porozmawiać z konsultantką, okazało się, że telefon możemy dostać od ręki, jednak tym razem jest on znacznie droższy. Jak na rodowite poznanianki przystało, szybko skierowałyśmy się do wyjścia ;)
   Kolejną próbę podjęłyśmy w Tsukubie, gdzie po godzinie przebierania nogami pod stołem (tym razem rozmowa odbywała się z udziałem anglojęzycznej konsultantki, iPada, Google Translate, etc.) usłyszałyśmy, że czas oczekiwania na telefon to 2-3 miesiące (!) Podobnie w pozostałych Softo-Bankach w Tsukubie. Przesympatyczna pani konsultantka, mimo braku znajomości języka angielskiego, uparcie próbowała wytłumaczyć nam pozostałe możliwości. I tak, na jej ustach, tudzież iPadzie, pojawiały się wyrwane z kontekstu słowa: secondo-hand phone, warranty, used, no guaranty, wet, broken… W czasie kiedy my próbowałyśmy uporać się z tą łamigłówką, kilkakrotnie zdążyła uciec na zaplecze. Po godzinie naszego pobytu w sklepie poddała się i zwróciła o pomoc do kolegi siedzącego obok. Jakie było nasze zdziwienie kiedy ów kolega, w paru zdaniach, płynną i poprawną angielszczyzną wyjaśnił nam na czym rzecz polega. 
     Tak oto, po paru dniach krążenia po Tokio i okolicach oraz w sumie 3 godzinach spędzonych w sklepie, wyszłyśmy z Softo-Banku z pustymi rękoma.
   Nie można im jednak odmówić niesamowitej chęci niesienia pomocy, często utrudnionej brakiem znajomości języka obcego czy odpowiedniej wiedzy. Nigdy nie zdarzyło nam się spotkać z obojętnością lub brakiem życzliwości proszonych o pomoc (lub nie) Japończyków.
    
    Gdy wychodziłyśmy, pani konsultantka pożegnała nas wstając i kłaniając się tradycyjnie wpół.

                               ***

   Mimo tego, że nadal nie możemy pochwalić się posiadaniem japońskiego numeru, tę sobotę w Tokio możemy zaliczyć do udanych. W tym czasie odbywał się bowiem Jidai Matsuri (Święto Wieków),   przepiękna parada odbywająca się w święto kultury i (oryginalnie) w Kioto. Wprowadzona została dla upamiętnienia długiej historii miasta gejsz, a dziś można na niej podziwiać autentyczne stroje, z jej różnych okresów. 
                              




















Zostawiłyśmy ślad po sobie (Soft Bank)
                               

1 komentarz:

  1. Przy takim poziomie techniki jaki jest w tym kraju to mogłoby się wydawać , że wystarczy pomyśleć i telefony przyniosą Wam do akademika. Co kraj to obyczaj, tym sposobem eliminują nie przemyślane zakupy.

    OdpowiedzUsuń