Pierwszy lot do Japonii był całkiem sporym przeżyciem. Nie dość, że trwał 11 godzin (nie licząc lotu do Niemiec), to jeszcze piętrowym samolotem! Już na pokładzie zaczynamy czuć dokąd zmierzamy i po raz pierwszy udaje nam się zauważyć, że biały człowiek to nie tylko rzadkość na tych trzęsących się wyspach, ale też spora atrakcja. Od teraz nie będzie już chwili wytchnienia i zawsze obserwować nas będą jakieś japońskie oczy. Tutaj naprawdę trzeba trzymać fason ;)
Później jest już tylko bardziej japońsko: menu składa się zawsze z dwóch dań do wyboru, przy czym jedno jest typowo japońskie. W pokładowej „kuchni” można znaleźć onigiri – typową, japońską, ryżową przekąskę, którą popijamy już zieloną herbatą.
Do tego kiwające się w turbulencyjnym rytmie, czarne, śpiące, japońskie głowy, ich morze – widok, który od teraz będzie towarzyszył nam i w autobusie, i w metrze i nawet na uniwersyteckim trawniku.
I jeszcze jet-lag – on naprawdę istnieje.
Priority line, ha! (a w kolejce obok tłumy) |
I znowu Magdy na końcu świata :) |
Magdy.
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł. Wasze opowiadania przybliżają nam ten egzotyczny kraj i zachęcają do odwiedzenia. Adres przekażemy naszym przyjaciołom , którzy stale pytają o Magdy i oczekują od nas kolejnych ciekawostek.
Pozdrawiamy i oczekujemy kolejnych reportaży.
Rodzice.
Jadłam onigiri w Dusseldorfie - była tam duża gmina japońska i wydział "Nowoczesna Japonia" na uniwerku, więc żeby im dogodzić, wprowadzili takie przekąski w barze. Średnio mi to smakowało, ryż na zimno... bleh :P
OdpowiedzUsuńJak leciałam do Chin, to byłam jedną z 5 białych osób na pokładzie. Facet obok zapytał mnie wtedy: "A ty dokąd lecisz?"....
A sushi nie lubisz? Tam też jest ryż na zimno :) Ja na początku też jakoś specjalnie się z nim nie polubiłam, a teraz to chyba moja ulubiona przekącha.
OdpowiedzUsuń