sobota, 10 listopada 2012

Panie pilocie...!



         Pierwszy lot do Japonii był całkiem sporym przeżyciem. Nie dość, że trwał 11 godzin (nie licząc lotu do Niemiec), to jeszcze piętrowym samolotem! Już na pokładzie zaczynamy czuć dokąd zmierzamy i po raz pierwszy udaje nam się zauważyć, że biały człowiek to nie tylko rzadkość na tych trzęsących się wyspach, ale też spora atrakcja. Od teraz nie będzie już chwili wytchnienia i zawsze obserwować nas będą jakieś japońskie oczy. Tutaj naprawdę trzeba trzymać fason ;)
       





      Później jest już tylko bardziej japońsko: menu składa się zawsze z dwóch dań do wyboru, przy czym jedno jest typowo japońskie. W pokładowej „kuchni” można znaleźć onigiri – typową, japońską, ryżową przekąskę, którą popijamy już zieloną herbatą


     Do tego kiwające się w turbulencyjnym rytmie, czarne, śpiące, japońskie głowy, ich morze – widok, który od teraz będzie towarzyszył nam i w autobusie, i w metrze i nawet na uniwersyteckim trawniku.
          I jeszcze jet-lag – on naprawdę istnieje.
Priority line, ha! (a w kolejce obok tłumy)
I znowu Magdy na końcu świata :)


3 komentarze:

  1. Magdy.
    Świetny pomysł. Wasze opowiadania przybliżają nam ten egzotyczny kraj i zachęcają do odwiedzenia. Adres przekażemy naszym przyjaciołom , którzy stale pytają o Magdy i oczekują od nas kolejnych ciekawostek.
    Pozdrawiamy i oczekujemy kolejnych reportaży.
    Rodzice.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jadłam onigiri w Dusseldorfie - była tam duża gmina japońska i wydział "Nowoczesna Japonia" na uniwerku, więc żeby im dogodzić, wprowadzili takie przekąski w barze. Średnio mi to smakowało, ryż na zimno... bleh :P
    Jak leciałam do Chin, to byłam jedną z 5 białych osób na pokładzie. Facet obok zapytał mnie wtedy: "A ty dokąd lecisz?"....

    OdpowiedzUsuń
  3. A sushi nie lubisz? Tam też jest ryż na zimno :) Ja na początku też jakoś specjalnie się z nim nie polubiłam, a teraz to chyba moja ulubiona przekącha.

    OdpowiedzUsuń